niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 1


- Rebecco! Obudź się! Jest pierwsza w nocy! – Becky usłyszała głos matki i szybko podniosła głowę z biurka.
- Musiałam zasnąć odrabiając zadania – wymamrotała.
- Od spania jest łóżko, a nie biurko. Lepiej idź się połóż. Mam nadzieję, że skończyłaś.
- Tak… - skłamała Becky, gdy spojrzała na zeszyt na którym spała.
- To dobrze, a więc przebierz się w piżamę i dobranoc – powiedziała mama i wyszła.
- Dobranoc mamo… - odpowiedziała Becky i ziewnęła.
Czeka mnie długa noc, bo muszę rozwiązywać jakieś dodatkowe zadania. Do tego jeszcze muszę się uczyć - pomyślała.
Rano z ledwością wstała z łóżka. Od razu spojrzała w lustro. Wyglądała jak zombie. Każdy z jej czarnych włosów odstawał w inną stronę. Makijaż, który miała wczoraj i którego zapomniała zmyć rozmazał jej się na całej twarzy. Oczy miała lekko podkrążone. Stała tak przez parę minut wpatrując się w swoje odbicie. W końcu doszła do wniosku, że trzeba się ogarnąć. Pierwszym co zrobiła było oczywiście zmycie wczorajszego makijażu, następnie wzięła na orzeźwienie zimny prysznic. Później dokładnie rozczesała swoje włosy i zrobiła koka.
Od razu lepiej – pomyślała, po czym udała się do swojego pokoju.
Tam usiadła przed toaletką i zrobiła delikatny makijaż. Najpierw podkład, później tusz do rzęs, a na koniec delikatnie pomalowała usta błyszczykiem.
Kolejnym krokiem było wybranie ubrań. Otworzyła więc swoją całkiem dużych rozmiarów szafę. Mimo, że szafa była obszerna, nie znajdowało się tam dużo ciuchów, a te co były to zwykłe ubrania, które można ubrać do szkoły. Nie było tam żadnych wyszukanych części garderoby. Z wyjątkiem jednej czy dwóch bluzek, pary spodni i kilku par obuwia.
Po chwili wahania wybrała jeden zestaw.Szybko zdjęła piżamę i założyła go na siebie. Spojrzała na zegarek. Była 7:24. Lekcje zaczynały się o 8:00. Szybko zeszła na dół. Tam jej rodzice kończyli śniadanie i powoli zbierali się do pracy.
- Dzień dobry – przywitała się Becky.
- Dzień dobry – odpowiedzieli równo jej rodzice.
Nastała krępująca cisza. Becky usiadła przy stole i wzięła kanapkę z serem, sałatą i pomidorem. Powoli nie spiesząc się przeżuwała każdy kęs. Po chwili jej rodzice wyszli do pracy. Oboje pracowali w jednym szpitalu. Tam się właśnie poznali dwadzieścia lat temu. Są tam bardzo szanowani i twierdzą, że gdy ich córka dołączy do personelu również będzie cieszyła się szacunkiem.
Becky ciągle wolno przygryzała kanapkę. Nie była w ogóle głodna. Wzięła pilot ze stołu i włączyła telewizję na jakimś kanale muzycznym. Akurat kończyła się poprzednia piosenka i zaczynała nowa. Na ekranie wyświetlił się wykonawca i tytuł, który brzmiał „One Direction – Kiss You”.
-Ahhh, to oni…Za nimi szaleją dziewczyny, chociaż tak naprawdę ich nie znają – powiedziała do siebie Becky.
Jej młodsze sąsiadki tak bardzo ich wielbiły. Jedna miała 10, a druga 12 lat. Nazywały się Lucy i Diana. Ich rodzice przyjaźnili się z rodzicami Becky. Gdy dziewczyna miała 15 lat zajmowała się często mającymi wtedy 6 i 8 lat sąsiadkami. Czasami je widywała, gdy szła do szkoły. Zamieniła z nimi kilka zdań, ale to wszystko, bo na jakie tematy 19-letnia studentka mogłaby rozmawiać z dziewczynkami z podstawówki? Becky przysłuchała się piosence. Nie za bardzo wpadła jej w ucho. Szczerze mówiąc, nie wiedziała za co są tacy uwielbiani
Śpiewają dobrze, mają czyste głosy i w ogóle, ale tu nie ma nic specjalnego - pomyślała.
Chwilę później wyłączyła telewizor. Musiała już iść na uczelnię, chociaż tak bardzo chciała zostać w domu. Dokończyła już szybko swoją kanapkę, wzięła plecak i wyszła z domu.
Dojście do szkoły zajmowało jej jakieś 15 minut. Gdy stanęła przed ogromnym gmachem szkoły od razu straciła chęć do życia, ale co poradzić. To w końcu studia. Becky westchnęła i weszła do budynku.
Następnie udała się pod salę do angielskiego. Jak zwykle duża grupa studentów zajęła wszystkie ławki wokół sali. Spychali się nawzajem przy okazji śmiejąc się.
Chciałabym być taka jak oni… Po prostu cieszyć się życiem, a nie siedzieć z nosem w książkach - pomyślała i usiadła na ziemię.
Wyciągnęła z plecaka swój pamiętnik. Był to zwykły zeszyt w twardej okładce z flagą UK.
Drogi Pamiętniku!
Siedzę przed salą do angielskiego. Przyszłam trochę za wcześnie. Droga zajęła mi około siedmiu minut. Teraz się nudzę. Carly jeszcze nie ma. Ostatnio skarżyła mi się na problemy zdrowotne. Być może nie będzie jej w ogóle. Wtedy przez wszystkie przerwy będę siedzieć cicho w kąciku. Bo z kim miałabym rozmawiać? Poza Carly nie mam przyjaciół. Tylko ona mnie rozumie. Chociaż mam kilku… Ale to są dzieci znajomych rodziców. Oni są całkiem sztywni. Nie można powiedzieć o nich nic złego, ale są zbyt dziecinni, a są w moim wieku. Bardzo liczą się ze zdaniem rodziców. Choćby kazali im skoczyć do studni, oni by to zrobili. Wiem, że sama jestem podobna, ale po prostu nie mam pieniędzy na studia. Muszę się ich słuchać. Przynajmniej w domu. Czasami zazdroszczę Carly. U niej jest zupełnie na odwrót niż u mnie. To jej rodzice podporządkowują się jej. „Wszystko dla Carly” mówiąc krótko. Ona chciała być lekarzem. Mówiła, że gdy była mała bardzo ją to wszystko fascynowało, a gdy sama miała mieć operację, cieszyła się, że będzie mogła zobaczyć jak to działa. Ona przynajmniej spełnia swoje marzenia. Mi ciągle w głowie taniec. Kiedyś zapytałam się taty czy mogłabym chociaż wstąpić do jakiegoś zespołu.
Jego odpowiedź była jednoznaczna „nie”.
Ciekawa  jestem, co oni widzą złego w show-biznesie. Przecież może akurat byłabym w tym dobra i zgarnęłabym większą sumę pieniędzy niż na medycynie.
Oj, dzwonek. Muszę już iść.
Wśród studentów zrobiło się tłoczno. Wszyscy weszli do sali. Po chwili zjawił się także wykładowca. Zaczął coś tłumaczyć i gadać. Tylko kilka osób robiło notatki. Wśród nich była oczywiście Becky. Wykład był strasznie długi i nudny. Minuty dłużyły się w nieskończoność. Szczególnie dlatego, że temat, który był analizowany Becky miała już dawno w małym paluszku.
Wyciągnęła z plecaka pamiętnik i kontynuowała pisanie sprzed dzwonka.
Tak więc, jestem znowu. Jest wykład, na którym strasznie się nudzę. Nie wiem po co nam to w ogóle, przecież ten przedmiot nie był związany nawet z moim przyszłym zawodem. A po angielsku potrafię mówić od dawna, w końcu to mój rodzony język. Porażka…
Coś dziwnie się na mnie patrzy kilka osób. Wśród nich ta idiotka Alexandra. Nienawidzę jej odkąd ją poznałam. Dręczy mnie na każdym kroku…
- Panno Carter, czy pani nie przeszkadzam? – rozległ się głos nauczyciela po sali.
Becky słysząc swoje nazwisko od razu oderwała się od pamiętnika.
- N-n-nie… - odpowiedziała speszona. – Robię tylko notatki.
- Tak? To ciekawe, bo mówiłaś na głos to co właśnie pisałaś i nie brzmiało to jak notatki.
Paru gości zaczęło chichotać.
- Mówiłam… Na głos?
- Tak i jeśli nie interesuje cię mój wykład możesz opuścić salę, a nie przeszkadzać innym.
- Przepraszam… - to jedyne co potrafiła wykrztusić.
Becky nie zdawała sobie sprawy z tego, że mówiła na głos to co pisała. Przypomniało jej się, że pisała o Alex… Spojrzała na nią ukradkiem. Nie miała zadowolonej miny. Wręcz przeciwnie… Buchała złością. Becky wystraszyła się. Wiedziała, że z Alex nie ma żartów.
Tym bardziej, że jej ojciec był dyrektorem tej szkoły. Tylko dzięki temu dostała się na uczelnię. Oceny zawsze miała niskie. Nie zmieniło się to na studiach. Gdyby nie stanowisko ojca Alexandry, Becky pomyślałaby, że specjalnie wybiera te same szkoły co ona, by ją dręczyć. Chociaż i tak to była niedorzeczność.
Reszta wykładu przebiegła nieźle. Becky starała się słuchać chociaż i tak ją to nie interesowało. W końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Wszyscy rzucili się w kierunku drzwi. Becky poczekała, aż bydło wyjdzie, wtedy spokojnie opuściła klasę.
Reszta wykładów przeminęła normalnie. Na następnym pojawiła się Carly, więc nie było już tak nudno jak przed angielskim.
Powoli kończyła się ostatnia lekcja. Wszyscy byli już tak zmęczeni, że nie mieli już ochoty słuchać. Taki dzień jak wtorek potrafi być naprawdę wykańczający.
Becky z wielkim uśmiechem na twarzy wyszła z gmachu szkoły. Razem z Carly rozmawiały i śmiały się. W końcu każda poszła w swoją stronę.
Becky szła sama pustą uliczką. Powoli się ściemniało, a na ulicy nie była zapalona żadna latarnia. Dziewczyna miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Przyspieszyła kroku. Zza krzaków usłyszała szeleszczenie. Ciągle szła coraz szybciej. W końcu zaczęła biec. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Nagle potknęła się. Leżała na chodniku. Kolano strasznie ją piekło. Zauważyła na spodniach czerwoną plamę. Rana mocno krwawiła. Gdy dziewczyna próbowała się podnieść zauważyła, że zbliżają się do niej 3 osoby. Gdy były na tyle blisko rozpoznała je. Była to Alex ze swoimi przyjaciółkami.
- Kogo my tu mamy? Panna Carter? Nie uważała na lekcji? – odezwała się Alex, po czym się zaśmiała.
- Proszę… Dajcie mi spokój – wyjąkała Becky.
- A jak nie? – odezwał się jeden z klonów Alexandry.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
- Nagle straciłaś głos? Obijemy ci tą buźkę, może będziesz bardziej rozmowna.
Becky nagle dostała przypływu siły i szybko wstała.
- Nie boję się was! – krzyknęła, po czym szybko uciekła
Dobra, może jednak się boję, myślała.
Wiedziała, że za to nie spotka je żadna kara. Dyrektor będzie je bronił. Będzie mówił „Alex? Ona nigdy by tego nie zrobiła. Przecież ona jest taka dobra, grzeczna! Nigdy nie było z nią problemów!”
Becky usłyszała za sobą śmiechy. Nie odwróciła się nawet, tylko biegła przed siebie. Niestety kolano utrudniało jej ucieczkę.
- Jeszcze cię dopadniemy, Carter! – krzyczała Alex.
Becky szybko skręciła w ścieżkę obok. Był to stary park. Przysiadła na ławeczce, która była już nieco połamana. Nagle zadzwonił telefon. Dziewczyna szybko go odebrała.
- Halo?
- Rebecco?! Gdzie ty jesteś?! Dawno już skończyłaś lekcje! Dlaczego nie ma cię w domu?! Dzwonił twój nauczyciel! Mówił, że nie uważałaś na lekcji. Gdyby tego było mało jeszcze przeszkadzałaś innym! Pewnie dlatego cię nie ma w domu!
- Mamo… Zaraz będę… Pogadamy w domu… - powiedziała Becky ściszonym głosem i się rozłączyła.
Zaraz potem łzy napłynęły jej do oczu. Zadrżała. Wiał chłodny wiatr. Robiło się coraz zimniej. Podciągnęła nogi do góry i schowała głowę w dłoniach. Nie wiedziała co robić.
Nagle poczuła czyjś dotyk na ramieniu.
- Nic ci się nie stało? – zapytał zatroskany chłopak.
Jego uroda oszołomiła Becky. Mulat wydawał jej się znajomy… Gdzieś go już widziała…

-Parę słów-
Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Piszcie swoje opinie w komentarzach. Chciałabym wiedzieć, czy ktoś to wgl czyta, bo jest 140 wyświetleń, a tylko 2 komentarze. I jeszcze przepraszam, jeśli coś nie byłoby tak jak na prawdziwych studiach, ale kompletnie nie mam pojęcia jak jest naprawdę. Więc przepraszam :)

2 komentarze:

  1. Super rozdział *.*
    Pisz dalej :)
    Uwielbiam twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww < 3
      Dziękuję, nawet nie wiesz ile komentarze dla mnie znaczą :)
      Dzięki :)

      Usuń