czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 8


Becky obudziła się w środku nocy. Nie wiedziała nawet kiedy zasnęła. Przeciągnęła się na łóżku. Plecy strasznie ją bolały. Twardy materac dawał się we znaki. Usiadła na łóżku. Rozglądnęła się po pomieszczeniu. Vicky smacznie spała. Becky niestety nie umiała już spać. Sięgnęła do torby po telefon. Brak nowych wiadomości. Po dłuższym zastanowieniu wstała z łóżka. Wyszła z pokoju w poszukiwaniu łazienki. Szła wzdłuż korytarza podpierając się o ścianę. Czuła się słabo, ale na tyle dobrze, by mogła jakoś ocenić gdzie się znajduje lub jak daleko jeszcze do łazienki. Przypływ siły nie trwał długo. Z każdym krokiem dziewczyna czuła się coraz słabiej. W końcu stanęła głośno sapiąc. Oparła się o ścianę i zjechała na dół. Siedziała teraz na ziemi. Cały świat wirował jej przed oczami. Trzymała się za głowę, która zaczęła mocno boleć. Becky czuła się jak na karuzeli. Myślała, że zaraz zwymiotuje.
- Becky? – usłyszała znajomy głos. – Becky co ty tutaj robisz? Powinnaś być w łóżku!
Dziewczyna z trudnością podniosła głowę i spojrzała w stronę z której wydobywał się głos. Nie pamiętała do kogo należał. Powoli zbliżała się do niej czarna sylwetka. Mimo, że jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności nie potrafiła rozpoznać kto to był.
- Wszystko w porządku? – zapytał ten sam zatroskany głos.
Teraz wiedziała już do kogo należał.
- Zayn? – zapytała chcąc się upewnić.
- Tak… - mulat podszedł do niej i wziął ją na ręce. – Czemu tu sama siedzisz?
- Musiałam do łazienki, ale tak słabo mi strasznie.
- Łazienka jest przecież zaraz przy twoim pokoju.
- Naprawdę? Głowa mnie tak strasznie boli…
- Zaniosę cię tam, ale nie zemdlej mi w środku.
- Dobra. Postaram się – powiedziała i wymusiła uśmiech.
*
Tak właściwie to co tutaj robisz? – zapytała, gdy zaniósł ją do łóżka.
- Nic konkretnego… Pilnuję takiej mojej przyjaciółki, która łazi sobie w najlepsze po szpitalu, kiedy powinna spać – uśmiechnął się żartobliwie.
- Nie umiałam spać. I wciąż nie umiem – poskarżyła się. – Ten materac… Masakra. Chcę już być w domu…
- Też chciałbym, żebyś już wróciła. Tęsknię za uśmiechniętą tobą…
- Dalej jestem uśmiechniętą mną – powiedziała i uśmiechnęła się, żeby potwierdzić to, co właśnie powiedziała.
Zayn widocznie się nad czymś zastanowił, bo siedział cicho wpatrując się w jedno miejsce.
- Zayn? Chce ci się tu siedzieć ze mną o tej godzinie w szpitalu? – zapytała nieśmiało.
- Jasne. Becky, miałbym wyrzuty sumienia, gdybym cię tu zostawił. Przeze mnie tu jesteś więc też nie zostawię cię, żebyś się zanudziła na śmierć.
- Dziękuję, Zayn, ale powtarzam, że nie przez ciebie się tutaj znalazłam.
- Mów jak chcesz…
- Hej… - pociągnęła go za rękę.
Chłopak położył się obok niej obejmując ją.
- Ja cię nie winię, więc ty też się nie wiń.
- Ale twoi rodzice mnie winią…
- Oni nie wiedzą nawet jak to się stało! Wyciągają pochopne wnioski. Tacy już są.
Dziewczyna przytuliła się do niego. Oboje uśmiechnęli się w tym samym czasie.
- Od razu lepiej – szepnęła do niego Becky.
- Tak… Zdecydowanie – powiedział i przytulił ją jeszcze mocniej.
*
Rano pierwszy obudził się Zayn. Spojrzał na Becky, leżącą w jego ramionach. Uśmiechnął się na myśl, że była tutaj całą noc. Wypuścił ją z objęć i usiadł na łóżku. Strasznie bolały go plecy. Becky miała rację co do szpitalnych materacy. Dziewczyna dalej spała. Ślicznie wyglądała… Tak niewinnie… Po chwili zmarszczyła nos przez sen i zaczęła szukać czegoś rękami. Zayna troszkę to rozbawiło. Chwilę później znowu leżał obok niej. Dziewczyna po chwili otworzyła oczy.
- Z-Zayn? – zapytała nie do końca świadoma po czym przetarła oczy.
- Witam śpiochu – uśmiechnął się do niej i pocałował w czoło.
Dziewczyna zarumieniła się. Teraz sobie przypomniała dopiero co się działo w nocy. Jej cały spacer, to jak prawie zasłabła i jak Zayn niósł ją na rękach.
- Byłeś tutaj całą noc?
- Tak, ciągle przy tobie. Muszę przyznać, że miałaś rację co do tych materacy. Pełno sprężyn.
- I wolałeś być tutaj przy mnie niż w domu na wygodnym łóżku?
- Oczywiście.
- Jesteś kochany, dziękuję – powiedziała i przytuliła się do niego.
Zayn nic nie powiedział. Cieszył się jej słowami. Zależało mu na niej i takie słowa były dla niego jak woda dla człowieka, który błądzi sam po pustyni.
Nagle do pokoju weszła pielęgniarka.
- Znowu tutaj panie Malik? – zapytała.
- Tak… Całą noc…
- Całą noc? Mhm… Rebecco to sobie znalazłaś chłopaka. Niejedna dziewczyna o takim by marzyła.
- Ale Zayn nie jest moim chłopakiem… - powiedziała Becky trochę zmieszana.
- Nie jest? Oj. Przepraszam. Mój błąd. Wyglądacie jakbyście byli parą.
Becky lekko się zarumieniła. Czuła na sobie wzrok Zayna.
- Dziękuję? – powiedziała wymijająco. Nie wiedziała jak miała się zachować w tej sytuacji. Wziąć to za komplement czy nie?
- Nie ma za co – uśmiechnęła się serdecznie.
- Mam jeszcze pytanie do pani.
- Jakie? Pytaj śmiało.
- Ile jeszcze będę musiała być w szpitalu?
- Jeżeli dobrze pójdzie to tydzień.
Becky jęknęła. Tydzień? O nie. To zdecydowanie za długo. Zayn widząc jej minę spróbował negocjować:
- Nie da się tego jakoś… przyspieszyć?
- Obawiam się, że nie. Przykro mi.
- Trudno… - powiedziała Becky poddanym wzrokiem.
- Ale nie smuć się. Ok.? – Zayn przytulił ją do siebie.
- Jasne – powiedziała tylko dlatego, żeby chłopak nie przekonywał ją, że będzie dobrze i że nie ma się martwić.
- To dobrze – uśmiechnął się.
- Właśnie Zayn… Teraz mi się przypomniało… Mam wielką prośbę.
- Jaką?
- Mógłbyś… przywieźć mi mój pamiętnik? Tak pusto mi bez niego…
Zayn wstał z łóżka i poprawił włosy.
- Zaraz wracam – mrugnął do dziewczyny.
Becky zaśmiała się pod nosem.
- Ale nie musisz teraz… Kiedy będziesz miał czas.
- Teraz mam czas.
- Jak chcesz… - odpowiedziała, ale Zayn już jej nie słyszał. Był na korytarzu.
Pielęgniarka razem z Vicky, która się obudziła wpatrywały się w Becky.
- Zależy mu na tobie i to bardzo – stwierdziła kobieta.
- Tak. Potwierdzam. Nawet ślepy by to zauważył! – potwierdziła Vicky.
Becky zarumieniła się.
- Może tak… A może nie…
- Co ty gadasz? Nie widziałaś jego reakcji na twoją prośbę? – oburzyła się Vicky. – Daję głowę, że mu się podobasz.
Dla Becky był to trochę niewygodny temat. Sama czuła coś w rodzaju przyciągania do Zayna. Nie potrafiła tego określić. Byli przyjaciółmi, a jednak zrodziła się między nimi chemia. Becky nie wiedziała tylko czy odwzajemniona. Czekała na pierwszy krok… Jeśli mu się również podoba – super, jeśli nie – trudno.
- Sama nie wiem… - odpowiedziała po chwili namysłu.
- Ja uważam, że to ty powinnaś jakoś go zachęcić. No wiesz o co mi chodzi. Może chłopak czuje się speszony czy coś. Nigdy nie wiadomo.
- Wiesz co? – Becky przymknęła lekko oczy, aby wyglądało to jakby była detektywem.
- Co? – spytała zaciekawiona współlokatorka.
- Byłabyś świetnym psychologiem – stwierdziła.
- Mmm… - Vicky myślała nad słowami koleżanki. Po chwili się odezwała. – Dzięki.
- Albo swatką – dodała żartobliwie Becky.
- Pomyślę nad tym – puściła oczko w stronę sąsiadki z łóżka.
Na tym rozmowa się skończyła.
Becky wzięła telefon do ręki i zobaczyła kilka nowych wiadomości. Wszystkie od Carly i jedna od… Harry’ego. Zaskoczyło to Becky. Znali się, ale nie pisali do siebie, nie dzwonili i nie spotykali się ze sobą. Jedyne ich spotkania były kiedy Zayn zabierał ja do siebie. Dziewczyna otworzyła pierwszą wiadomość.
Od: Carly :)
Hej. Jak tam? Mam nadzieję, że już lepiej ;]
Zanim odpisała postanowiła sprawdzić pozostałe wiadomości. Wszystkie miały podobną treść.
Od: Carly :)
Coś się stało? Dlaczego nie odpisujesz? ;c
Trzecia i ostatnia wiadomość brzmiała:
Od: Carly :)
Jak będziesz mieć czas to
odpisz. Martwię się…
Becky odpisała, że wszystko jest ok., że wraca do zdrowia i że ma się nie martwić.
W końcu otworzyła wiadomość od Harry’ego.
Od: Harry
Cześć. Co tam ? Może za niedługo wpadnę cię odwiedzić ;P Do zobaczenia! xx
Ta wiadomość lekko zszokowała Becky. Nie spodziewała się tego, ale i tak to bardzo miłe ze strony Harry’ego.
Do: Harry
Hej. Jasne, wpadaj kiedy chcesz ;) Miło będzie znowu Cię zobaczyć ;P
Dziewczyna odłożyła telefon na szafkę i usadowiła się wygodnie na łóżku.
Uśmiechała się na myśl, że w końcu ktoś oprócz Zayna i Carly się nią przejmują. Leżała tak uśmiechając się. Po pewnym czasie do pomieszczenia wszedł on.

-Parę Słów-
Przepraszam, że tak długo ;cc
Ostatnio nie mam:

a) czasu
b) weny
._.
To mnie dobija ;/

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 7


Becky powoli rozchylała powieki. Zobaczyła światło rażące ją w oczy, więc szybko je przymknęła. Po kilku minutach znów otworzyła. Znajdowała się w białym pomieszczeniu. Jej łóżko było takie twarde. Wręcz czuła sprężyny w materacu. Do ręki miała przyczepiony wenflon do którego doczepiona była kroplówka. To miejsce wydawało jej się znajome. Zbyt znajome… Rozejrzała się na boki. Na sąsiednim łóżku leżała dziewczyna ok. 17 lat. Miała długie brązowe włosy i czarne oczy. Była bardzo ładna. Pół siedziała, pół leżała na łóżku i czytała książkę. Becky nie potrafiła dostrzec tytułu. Szatynka oderwała oczy od książki i zobaczyła, że Becky ją obserwuje. Uśmiechnęła się i pomachała ręką.
- Hej. Jestem Victoria, ale mówią na mnie Vicky, a ty?
- Rebecca, ale mów Becky.
- Miło cię poznać Becky.
- Mi ciebie też Vicky – dziewczyna zaczęła nerwowo bawić się palcami. – Gdzie właściwie jesteśmy?
- W szpitalu St. Thomas’a.
- Dzięki… W głowie mam jakąś dziwną pustkę… Pamiętam tylko, że jechałam samochodem z… - Becky przyłożyła dłoń do ust. – Z Zaynem… Gdzie on teraz jest? Nic mu nie jest? Żyje?
- Z Zaynem?
- Tak…
- Czekaj czekaj… Teraz cię kojarzę. Wy się znacie nie? Zayn Malik i ty…
- Tak, jesteśmy przyjaciółmi…
- Widziałam wasze wspólne zdjęcia. Wiesz lubię One Direction, ale nie jestem jakąś tam szaloną fanką.
Becky nie wiedziała co powiedzieć. Martwiła się o Zayna… Tylko o nim mogła teraz myśleć. Musiała jak najszybciej dowiedzieć się czy chłopak żyje i jaki jest stan jego zdrowia.
Nagle do pomieszczenia weszła kobieta ubrana w biały fartuch z okularami na nosie. Spojrzała na rozbudzoną dziewczynę.
- O… Widzę, że pani już nie śpi. Jak się pani czuje? Boli panią coś? Potrzebuje pani czegoś? – kobieta zadawała mnóstwo pytań.
- Czuję się… Nieźle… Tylko strasznie boli mnie głowa.
- To normalne. Uderzyła się pani w nią, gdy samochód wpadł w poślizg. W takich sytuacjach człowiek nad sobą nie panuje. Na szczęście włączyły się poduszki powietrzne, które złagodziły wypadek.
- Wypadek… To się stało… - powoli Becky przypominała sobie minione wydarzenia.
- Tak… Teraz mogłabym poprosić panią o podanie swojego imienia i nazwiska?
- Rebecca Carter.
- Carter?
- Tak…
- Rebecco to ty? Nie poznałam cię!
- Kim pani jest?
- Lekarzem. Przyjaźnię się z twoją mamą, a skoro już o niej wspomniałam to zaraz zadzwonię, żeby przyjechała.
- NIE! – krzyknęła.
- Dlaczego? Nie chcesz jej zobaczyć?
- Nie wiedziała, że gdziekolwiek jadę… Będzie mnie obwiniać… Na razie chcę odpocząć…
- Dalej uważam, że twoja mama powinna się dowiedzieć, gdzie jesteś.
- Jak pani tak sądzi… - Becky już wyobrażała sobie furię rodziców, gdy dowiedzą się co się stało, ale czy to jej wina? Nie chciała niczego złego. Chciała po prostu się zabawić… Wypadki chodzą po ludziach i nikt nie miał podstaw do oskarżania jej o to, co się stało. Zayna również. Jest bardzo dobrym kierowcą. Po prostu droga była śliska i tyle. Nawet najlepszym czasem się zdarza. Nie można patrzeć w przeszłość. Gdy się upadnie trzeba się podnieść i iść dalej.
- Przepraszam… Czy… Ma pani może informacje o tym jak czuje się Zayn?
- Tak, oczywiście. Czuje się dobrze. Jego rany są o wiele mniej poważne niż twoje. Właściwie skaleczył się tylko w paru miejscach. Przebadaliśmy go i jest zdrowy jak ryba.
- Jest gdzieś w pobliżu?
- Tak. Pytał się o ciebie, ale nie pozwoliłam mu wejść. Większość pacjentów nie lubi, gdy kogoś wpuszczamy jak śpi.
- Zawoła go pani? Chciałabym z nim porozmawiać…
- Oczywiście – powiedziała i wyszła.
Becky nie czekała długo. Po chwili w drzwiach stanął Zayn.
- Becky! – krzyknął i podbiegł do niej. – Nie wiem co powiedzieć… Tak strasznie cię przepraszam. Naprawdę to nie była moja wina. Starałem się to jakoś naprawić… Nie wyszło.
- Zayn…
- Naprawdę… Mam nadzieję, że mnie nie nienawidzisz.
- Zayn…
- Nie musisz nic mówić, wiem, że naraziłem twoje życie i…
- ZAYN!
- Co?
- Nie jestem na ciebie zła… Wiem, że to nie była twoja wina. Nie przejmuj się… A poza tym to ja cię zagadałam… Ja powinnam przepraszać ciebie więc… Przepraszam.
- Zwariowałaś? To ja byłem kierowcą i to ja powinienem uważać. Przepraszam…
- Dobra! Koniec! – krzyknęła w końcu Becky, żeby przestał przepraszać.
- A tak w ogóle to jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale najgorzej też nie jest – uśmiechnęła się.
Chłopak usiadł koło niej na łóżku. Becky wpatrywała się w jego czekoladowe oczy, które patrzyły na nią.
- Tak się cieszę, że nic poważniejszego ci się nie stało. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś przeze mnie coś sobie zrobiła…
- Skończmy temat… To nie było przez ciebie… Teraz mam wyrzuty sumienia, że się obwiniasz przeze mnie – zaśmiała się.
- Oj no dobrze.
- A tak w ogóle to jak to się stało? Nie pamiętam zbyt dużo… Uderzyłam się w głowę. Jedyne co pamiętam to zapach krwi i poduszkę, przez którą nie umiałam oddychać i… Ciebie…
Becky wydawało się, że Zayn powiedział, że ją kocha. Nie była pewna, czy tak było naprawdę. Może jej się to śniło. Może miała jakieś przywidzenia. A może to była prawda… Nie to niemożliwe… Są tylko przyjaciółmi…
- A pamiętasz co mówiłem?
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Gdyby powiedziała mu swoje myśli, które okazałyby się nieprawdą mógłby ją wyśmiać albo pomyśleć, że się w nim zakochała czy coś…
- Mówiłeś, żebym się obudziła… I nie zasypiała…
- Pamiętasz coś jeszcze?
- Nie… To wszystko co utkwiło mi w pamięci – powiedziała po krótkim namyśle.
Chłopak widocznie się zasmucił.
- Spoko…
- A mówiłeś coś jeszcze? Nie wiem, czy wszystko pamiętam…
- Mówiłem, że… - spuścił głowę i zaczął nerwowo skubać róg od kołdry.
Nagle drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Stanęli w nich rodzice Becky. Ich twarze niczego nie zdradzały. Dało się jednak zauważyć surowy wyraz.
- Rebecco! Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie wróciłaś po szkole do domu?! – powiedziała mama.
- Ja…
- Nie przerywaj mi! – krzyknęła.
Becky lekko się zaczerwieniła ze wstydu. Rodzice krzyczeli na nią przy Zaynie, a na dodatek obok leżała Vicky… Co za upokorzenie!
- Wiesz co mogło ci się stać? Ciesz się, że w ogóle żyjesz! Jak mogłaś być taka nieposłuszna?! – powiedział będący do tej pory cicho ojciec.
- Ale żyję! Nic mi się nie stało! – Becky wybuchła, bo nie mogła znieść już gadki rodziców.
- Gdzie tak w ogóle byłaś? – zapytała mama już trochę uspokojona.
- Czy to ważne? – dziewczyna wywróciła oczami.
- Tak ważne. Jako twoi rodzice mamy prawo wiedzieć!
- Mamo… Mam dziewiętnaście lat! Nie musicie wiedzieć każdego najdrobniejszego szczególiku z mojego życia.
- Była ze mną – odezwał się po chwili Zayn.
- A kim jesteś? – zapytał z podejrzeniem tata dziewczyny.
- Nazywam się Zayn Malik. Jestem przyjacielem Becky.
Mama cicho prychnęła pod nosem.
 - Mamo! – krzyknęła dziewczyna jakby chciała powiedzieć „opanuj się”.
Mulat wyciągnął rękę w stronę ojca Becky. Mężczyzna spojrzał niepewnie na chłopaka i uścisnął jego dłoń.
Po chwili zrobił to samo z mamą dziewczyny.
- Zaraz, zaraz… To ty prowadziłeś auto?
Zayn spojrzał w dół i cicho odpowiedział:
- Tak…
Źrenice Becky się rozszerzyły. Wiedziała jakie piekło zaraz się rozpęta. Niestety miała rację.
- Przez ciebie nasza córka prawie zginęła!
- Takim jak ty nie powinno się dawać prawa jazdy!
- Nie zdajesz sobie sprawy z powagi tej sytuacji! Mogłeś zabić człowieka!
Państwo Carter na zmianę oskarżali Zayna o coś czego nie zrobił. Becky głowa już pękała od tych krzyków.
- Przestańcie! To nie jego wina! – krzyknęła po chwili.
- Tak? To czyja?! – zapytał gniewnym głosem ojciec.
- Niczyja! Takie wypadki się zdarzają! I nic na to nie poradzimy. Więc przestańcie obwiniać Zayna!
- Nie podnoś na nas głosu!
- Będę podnosić, bo wiem, że nie macie racji! Zayn jest świetnym kierowcą! Nigdy nie spowodowałby takiego wypadku, gdyby nie trudne warunki na drodze.
- Skoro warunki były takie trudne to dlaczego w ogóle gdziekolwiek się wybieraliście z domu?
- Dopiero jak wracaliśmy to jezdnia była śliska!
- To go nie usprawiedliwia! – burknął ojciec.
- Nic go nie usprawiedliwi, bo nie jest temu winny!
- Wmawiaj sobie kłamstwa. Ja i tak wiem jaki jest ten twój przyjaciel – przy ostatnim słowie pokazał palcami cudzysłów. – Znam dużo takich przypadków jak on. Takich zapatrzonych w siebie. Nie warto się przyjaźnić z takimi jak on!
- TATO! Nie znasz go! Oceniasz książkę po okładce! Zayn raz wam „podpadł” i już od razu wszystko co zrobi będzie złe! Mam dość czegoś takiego! To jest mój przyjaciel! Nie wasz! Ja go znam bardzo dobrze! A wy nie znacie go w ogóle!
- Nie tym tonem! – odkrzyknęła mama.
- Mamo, tato… Możecie stąd wyjść?! Odkąd przyszliście czuję się o wiele gorzej.
- Zapamiętamy to sobie. Jeszcze przyjdziesz do nas po coś. Wtedy odpowiemy ci tak samo! – odpowiedziała poważnie mama i pociągnęła pana Cartera za sobą.
Zaraz po tym jak drzwi się zamknęły Becky dostała ataku histerii. Nienawidziła kłótni z rodzicami. Ta sytuacja jeszcze bardziej ją dołowała, bo świadkiem tego wszystkiego byli Zayn i Vicky. Próbowała powstrzymać łzy, ale one same napływały do oczu. Zayn nie próżnował, tylko od razu zaczął ją pocieszać. Usiadł obok niej i objął ją ramieniem, na co ona wtuliła się w jego tors.
- Będzie dobrze… Nie płacz…
- Zayn, to jest najgorsze co mogłeś powiedzieć. „Będzie dobrze” to najczęstsze kłamstwo, które słyszę. Wszyscy mi to wmawiają, ale jakoś nigdy nie jest dobrze. Robię sobie tylko nadzieję, a później kolejne rozczarowanie…
Chłopak siedział cicho dalej przytulając Becky. W myślach analizował to co właśnie powiedziała.
- Ale przecież musisz mieć nadzieję. Inaczej nie ma po co żyć…
- Zayn… Ty tego nie rozumiesz… Jesteś gwiazdą! Wszystko co powiesz musi być zaraz spełnione. Kupujesz sobie wszystko co chcesz. Masz miliony kochających cię fanek. Gdy napiszesz na przykład na twitterze, że ci smutno, wszystkie zaczną tweetować pocieszenia. Masz przyjaciół Harry’ego, Louis’a, Niall’a, Liam’a… Ja mam tylko Carly…
- Jest coś czego nie mogę mieć…
- Niby czego?
- Prywatności. Chciałbym wybrać się gdzieś czasami i nie słyszeć ciągle „To ZAYN MALIK!” Na każdym kroku spotykam fanów i paparazzi. Naprawdę cieszę się, kiedy fani proszą o autograf, zdjęcie czy coś. To jest bardzo miłe, ale chciałbym czasami móc od tego odpocząć.
- Może masz rację, ale i tak masz lepsze życie niż ja. Dajesz koncerty, chodzisz do klubów, zwiedzasz świat… Ja muszę siedzieć i się uczyć.
- Nie musisz jeśli nie chcesz…
- Robię to dla rodziców…
- Widać, że masz dobre serce – powiedział, a później dodał w myślach „szkoda, że nigdy nie będzie moje”.


-Parę Słów-
Dzisiaj rozdział trochę dłuższy niż zwykle ;)
Mam nadzieję, że się spodoba.
Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach ^^
Chcę je znać. Jestem otwarta na wszelką krytykę.
Dziękuję za tyle wyświetleń <3

środa, 6 marca 2013

Rozdział 6


- Byłeś świetny! Chociaż mało co słyszałam przez twoje fanki – zaśmiała się Becky.
- Dzięki, wiem potrafią być głośne.
- I to bardzo.
 Becky widziała wyraźnie, że Zayna coś gryzie. Nie wiedziała, czy ma go o to zapytać. Nie chciała się wtrącać w jego życie, ale przecież byli przyjaciółmi.
- Zayn? – zapytała po chwili.
- Tak? – został wyrwany z zamyślenia.
- Coś się stało? – zadała niepewne pytanie.
Chłopak po chwili namysłu odpowiedział:
- Nie…
- Na pewno?
- Tak na pewno.
Mimo, że Zayn zapewnił ją wiedziała, że coś jest nie tak. Po kilku minutach spróbowała znowu.
- Zayn, widzę, że coś cię dręczy. Nie chcę być zbyt nachalna, ale wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Tak… Przyjaciółmi… - lekko się zasmucił.
- No tak, a nie? – zdziwiła się.
- Tak, tak jesteśmy.
- Więc co się stało?
- A co, martwisz się o mnie? – jego usta ułożyły się w łobuzerskim uśmiechu.
- Tak, martwię.
- No więc… Nie wiem jak to powiedzieć, ale…
- Co robicie? – przerwał mu znienacka Louis, który skoczył między nich i usiadł na ławce.
Becky i Zayn popatrzyli się na niego tym samym wzrokiem.
- Lubię wam przeszkadzać – przyznał.
- A więc robisz to celowo? – zapytał Zayn trochę zniecierpliwiony.
- Nie… Wcale nie. Jak mogło ci to w ogóle przyjść do głowy? – w jego głosie można było wyczuć nutkę ironii.
- Co ja ci takiego zrobiłem?
- Raz oszukiwałeś jak graliśmy w Fifę.
- To było dawno!
- Ale ja ciągle to pamiętam!
Zayn lekko szturchnął Louisa.
- Co mam zrobić, żebyś wreszcie poszedł?
- Aż tak bardzo mnie nie lubisz? – Lou udał, że płacze. – A co będzie z Zouisem? Fanki się załamią…
- Louis, muszę chwilkę pogadać z Becky. Mógłbyś nam przeszkadzać kiedy indziej?
- Niech pomyślę… Nie – uśmiechnął się łobuzersko. – Możecie gadać przy mnie.
- Wolę nie…
Zapadła głucha cisza, którą od czasu do czasu przerywały ptaki. W tyle słychać było szum morza. Becky i Zayn patrzyli się w ziemię czując się trochę niezręcznie, Lou tylko przenosił wzrok z jednego na drugiego w końcu powiedział:
- Dobra… To ja pójdę… Bo chyba mnie wołają.
Zayn widocznie odetchnął, ale nie dlatego, że Louis poszedł. Odetchnął, bo zabierał się za powiedzenie Becky tego, co próbował jej powiedzieć od kilkunastu minut.
- Więc… teraz możesz kontynuować – powiedziała do niego i zachęcająco się uśmiechnęła.
- Wiesz co? Kiedy indziej ci powiem. Teraz nie mam ochoty o tym gadać.
- Spoko…
- Chodź, jest impreza, a my siedzimy.
Becky mimowolnie się uśmiechnęła. Zanim zdążyła coś powiedzieć została pociągnięta na piasek, gdzie wszyscy tańczyli.
Atmosfera była cudowna. Muzyka, taniec, morze… Zayn… To wszystko sprawiało, że dziewczynie nie schodził uśmiech z ust. Po kilku szybkich kawałkach zagrali coś wolnego. Becky chciała już odejść i usiąść, ale Zayn ciągle trzymając ją za rękę przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie mi uciekasz?
- Nie lubię wolnych tańców.
- Zaraz polubisz – mulat uśmiechnął się i przyciągnął Becky do siebie.
Wolno kołysali się do muzyki lecącej z głośników.
W pewnym momencie Becky zahaczyła nogą o nogi innej dziewczyny tańczącej z chłopakiem pośród par. Prawie by się przewróciła, gdyby nie Zayn, który ją złapał i mocno przytulił. Na początku trochę się spięła, ale po chwili wyluzowała.
Spojrzała na wyższego od siebie Zayna. Patrzył się na nią. Uśmiechnęła się i oplotła rękami jego szyję. Po kilku minutach piosenka się skończyła, ale ani Zayn ani Becky nie mieli ochoty zmienić pozycji. Stali tak wtuleni w siebie, aż zobaczyli, że wszyscy wokół nich tańczą. Wyszli z tłumu i usiedli kilkanaście metrów dalej na piasku. Słońce powoli zmierzało ku zachodowi.
- Świetnie się dziś bawiłam… - przerwała ciszę Becky.
- Ja też. To był naprawdę udany dzień.
- Szkoda, że już się kończy.
- Możemy to kiedyś powtórzyć nie?
- Jasne… Ale nie wiem czy zostanę wypuszczona z domu.
- O czym mówisz?
- Pojechałam tutaj bez wiedzy rodziców… Pewnie się teraz martwią.
- Przecież masz dziewiętnaście lat… Dlaczego miałabyś się ich słuchać. To znaczy, nie jesteś dzieckiem.
- Mimo, że nie jestem to wciąż czuję się tak traktowana.
Zayn spuścił głowę.
- Przepraszam… - powiedział jakby do siebie, a nie do Becky.
- Nie przepraszaj, Zayn. Na pewno nie będzie tak źle – próbowała go pocieszyć, chodź w głębi duszy wiedziała jak będzie.
- Przeze mnie będziesz miała kłopoty…
- Nie będę. Jakoś dam radę.
- Wiem, że i tak będzie inaczej.
- Próbuję cię pocieszyć, ale coś mi chyba nie wychodzi…
Zayn podniósł głowę i spojrzał Becky prosto w oczy na co ona uśmiechnęła się. Krótko odwzajemnił uśmiech. Dziewczyna przysunęła się bliżej niego i przytuliła.
- Może takie pocieszenie będzie lepsze… - szepnęła.
- Tak, zdecydowanie… Tego mi brakowało.
Becky czuła, że chłopak się uśmiecha, chociaż nie widziała jego twarzy.
Po chwili oderwali się od siebie. Becky położyła głowę na jego ramieniu, on objął ją w pasie.
Siedzieli tak 10 minut wpatrując się w zachodzące słońce. Wszystko zepsuł deszcz, który po chwili zaczął rosić, a później przerodził się ulewę.
Zayn i Becky na szczęście w porę pobiegli do samochodu, więc nie zmokli aż tak.
- Nie chcę jechać do domu – zwierzyła się Becky, gdy ruszyli.
- Dlaczego? – zapytał zatroskany chłopak.
- Chciałabym móc żyć jak ty. Beztrosko cieszyć się życiem, ale nie… Muszę studiować i to nie z własnej woli. Teraz nie umiem już tego zmienić. Dzisiaj mogłam czuć się swobodnie. Być sobą, a nie nudnym kujonem słuchającym się rodziców. Przy tobie mogę być sobą. Chyba tylko przy tobie...
- Nie wiem co powiedzieć… Znaczy, cieszę się, ale nie możesz przeze mnie opuszczać się w szkole i tak dalej.
- Wiem… Tak tylko mówię.
Na tym rozmowa się skończyła. Zayn musiał uważać na drodze, podczas deszczu drogi były śliskie. Becky oparła się o okno i wpatrywała w krople deszczu spływające po nim.
Zayn ciągle patrzył na drogę, choć czasem zaglądał na Becky.
Dziewczyna w pewnym momencie się odwróciła i przyłapała Zayna na patrzeniu się na nią.
- No co? – zapytała rumieniąc się.
- Nie, nic…
- Powiedz. Ciągle dzisiaj wymigujesz się od odpowiedzi!
- Tak po prostu… Nie mogę już na ciebie patrzeć?
- Możesz, ale… UWAŻAJ! – krzyknęła, gdy zobaczyła, że Zayn nie patrzył się na drogę tylko na nią.
Chłopak momentalnie odwrócił wzrok. Niestety było za późno. Auto wpadło w poślizg. Mulat próbował jakoś uratować sytuację, ale bez efektów. Hamulce nic nie dawały. Samochód jechał jak chciał. Becky piszczała orientując się co się dzieje.
Wszystko działo się tak szybko. Nie umiałam się opanować. Widziałam Zayna kręcącego kierownicą i wciskającego hamulec. Później zobaczyłam auto na wprost naszego. Było coraz bliżej… Uderzy w nas… Jest już tak blisko.
Tysiące myśli i najczarniejszych scenariuszy przelatywało przez głowę Becky.
Ocknęłam się i zobaczyłam Zayna próbującego mnie obudzić.
- Żyjesz? Błagam! Ocknij się! Nie… Musisz żyć – wykrzykiwał szarpiąc mnie.
Było strasznie ciasno, poduszka powietrzna utrudniała mi oddychanie. W dodatku czułam zapach krwi. Wszędzie…
- Zayn… Co się właśnie stało? – zapytałam.
- Żyjesz! – prawie krzyknął.
- Zayn… Strasznie boli mnie głowa… Nie wiem ile jeszcze wytrzymam…
- Wytrzymaj jak najdłużej… Zaraz zjawi się pomoc…  Słyszysz? Już słychać syreny. Jeszcze trochę – uspokajał mnie, ale wiedziałam, że nie wytrzymam.
Powoli rozmazywał mi się obraz przed oczami. Słyszałam tylko ciche szeptanie Zayna i jego prośby bym nie odpływała znowu. Ostatnie słowa jakie usłyszałam mówione były przez łzy:
- Kocham Cię… Proszę nie odchodź…
Później moje powieki same opadły, a ja ponownie zanurzyłam się we śnie.


-Parę Słów-
Strasznie dziękuję za 1200 wyświetleń. Mówiąc szczerze zakładając tego bloga nie spodziewałam się takiego zainteresowania <3
Dziękuję :D
Dzisiejszy rozdział trochę dramatyczny, ale tak jakoś natchnęła mnie taka wena :)
Komentujcie :)